Skip to main content

Polska: brutalne pushbacki na granicy z Białorusią

Straż graniczna używa siły i odmawia dostępu do procedur azylowych

A Polish soldier patrols the metal barrier border with Belarus, in Bialowieza Forest, with migrants stranded on the Belarusian side, May 29, 2024. © 2024 AP Photo/Czarek Sokolowski
  • Polskie organy porządku publicznego bezprawnie, a czasem brutalnie, zmuszają osoby próbujące dostać się na terytorium Polski do powrotu na Białoruś, nie biorąc pod uwagę ich potrzeb w zakresie ochrony,
  • Niehumanitarne i nielegalne odsyłanie przez Polskę osób poszukujących bezpieczeństwa jest sprzeczne ze zobowiązaniami Polski wynikającymi z prawa krajowego i unijnego oraz z podstaw humanitaryzmu,
  • Polskie władze powinny zapewnić dostęp do procedury azylowej i umożliwić pracownikom organizacji pomocowych i niezależnym obserwatorom dostęp do objętej obecnie ograniczeniami strefy przygranicznej.

(Budapeszt, 10 grudnia 2024 r.) – Jak poinformowała dziś organizacja Human Rights Watch, polskie organy porządku publicznego bezprawnie, a czasem z użyciem przemocy, zmuszają osoby próbujące przedostać się do Polski do powrotu na Białoruś, nie biorąc pod uwagę ich potrzeb w zakresie ochrony. Osoby zmuszone do powrotu narażone są na poważne nadużycia ze strony białoruskich funkcjonariuszy lub de facto uwięzienie w trudnych warunkach na zewnątrz, co może prowadzić do śmierci lub poważnych obrażeń.

„Nieludzkie i nielegalne wydalanie przez Polskę ludzi szukających bezpieczeństwa jest sprzeczne z jej zobowiązaniami wynikającymi z prawa krajowego i unijnego oraz z podstaw humanitaryzmu” – powiedziała Lydia Gall, starsza ekspertka ds. Europy i Azji Środkowej w Human Rights Watch. „Jako następny kraj sprawujący prezydencję w Unii Europejskiej, Polska powinna dawać przykład, chroniąc prawo do ubiegania się o azyl na swoich granicach i zapewniając humanitarne traktowanie ludzi oraz ochronę ich praw.”

W listopadzie 2024 r. organizacja Human Rights Watch (HRW) przeprowadziła pogłębione wywiady z 22 osobami ubiegającymi się o azyl i przebywającymi obecnie w Polsce. W 2024 r. siedemnaścioro z nich – mężczyźni, kobiety i jedna 17-letnia dziewczyna – doświadczyło co najmniej jednego pushbacku ze strony polskich służb granicznych przy przekraczaniu granicy i przed otrzymaniem pozwolenia na złożenie wniosku o azyl. Badacze HRW przeprowadzili również wywiady z pracownikami humanitarnymi, medykami i prawnikami świadczącymi pomoc dla osób ubiegających się o azyl, które utknęły w Puszczy Białowieskiej na granicy Polski i Białorusi.

Osoby ubiegające się o azyl, z którymi przeprowadzono wywiady, opisały stały schemat nadużyć ze strony polskich funkcjonariuszy straży granicznej i organów ścigania, w tym bezprawne wypychanie, bicie pałkami, używanie gazu pieprzowego oraz niszczenie lub konfiskowanie ich telefonów. Niektórzy twierdzili, że polscy funkcjonariusze graniczni zatrzymali ich kilka kilometrów w głąb polskiego terytorium, z dala od granicy, i w trybie przyśpieszonym zmusili ich do powrotu na Białoruś bez zachowania należytych procedur, mimo że w wielu przypadkach migranci wyraźnie poprosili o azyl.

Inni mówili, że zostali wydaleni po przewiezieniu na posterunek graniczny i zmuszeni do podpisania dokumentów zawierających oświadczenie, że nie chcą ubiegać się o azyl, o czym wiedzieli lub dowiedzieli się później. Po przejściu na białoruską stronę granicy, ludzie są często uwięzieni i narażeni na trudne warunki na zewnątrz lub nadużycia ze strony białoruskich pograniczników, którzy często zmuszają ich do ponownego przekroczenia granicy z Polską. HRW udokumentowała podobne nadużycia ze strony polskich i białoruskich władz w listopadzie 2021 r.czerwcu 2022 r.

Według stowarzyszenia We Are Monitoring, 87 osób zginęło w pobliżu granicy po obu stronach w okresie między wrześniem 2021 r. a październikiem 2024 r., przy czym tylko w 2024 r. odnotowano 14 zgonów. Okoliczności śmierci nie są znane. Okoliczności śmierci nie zostały udokumentowane. Mężczyzna z Jemenu powiedział Human Rights Watch, że jego 24-letni towarzysz podróży, także Jemeńczyk, został wydalony przez polskie władze na początku października. Pod koniec października jego ciało znalazła na bagnach grupa migrantów w drodze do granicy. HRW nie była w stanie niezależnie zweryfikować tych informacji.

Organizacje humanitarne pomagające migrantom i osobom ubiegającym się o azyl w Polsce powiedziały, że dzwonią do straży granicznej, gdy migranci wyrażają chęć ubiegania się o azyl. Chociaż zazwyczaj oznacza to, że ludzie nie są wydalani w trybie przyspieszonym na Białoruś, HRW udokumentowała przypadki, w których funkcjonariusze straży granicznej siłą zawracali ludzi z powrotem.

28-letnia Somalijka powiedziała, że po telefonie do stowarzyszenia z prośbą o pomoc, ona i 11 innych osób zostało zabranych na posterunek straży granicznej, gdzie poprosili o azyl. Tam musieli podpisać dokumenty, których nie rozumieli, a następnie zostali zabrani na granicę i wypchnięci przez ogrodzenie.

Osoby, z którymi przeprowadzono wywiady, twierdziły, że białoruscy strażnicy graniczni poddawali ich przemocy, nieludzkiemu i poniżającemu traktowaniu oraz innym nadużyciom. Mówili, że strażnicy bili ich, kradli lub niszczyli ich własność, palili ich żywność i zapasy, a także zmuszali ich do przebywania w obszarach na granicy z dala od miejsca, w którym zostali zatrzymani. Jedna z Etiopek powiedziała, że białoruscy strażnicy zmusili ją do rozebrania się do naga i grozili gwałtem.

Osiem osób, z którymi przeprowadzono wywiady, powiedziało, że białoruscy funkcjonariusze graniczni gromadzili ich w „obozach” lub punktach zbiórki w strefie przygranicznej, wraz z dziesiątkami innych osób. W niektórych przypadkach strażnicy kierowali ich w małych grupach do różnych punktów wzdłuż granicy z Polską. Cztery osoby powiedziały, że białoruscy funkcjonariusze graniczni przewieźli je do granicy z Litwą, a w co najmniej jednym przypadku strażnicy kazali mężczyźnie z Jemenu opuścić strefę przygraniczną.

Nadużycia ze strony białoruskich służb, w tym zmuszanie ludzi do przekraczania granicy z Polską, nie zwalniają Polski z obowiązku ochrony praw osób wjeżdżających na jej terytorium i zakazu przymusowego zawracania kogokolwiek do miejsca, w którym istnieje realne ryzyko nadużyć, stwierdziła organizacja Human Rights Watch.

Obecny polski rząd, u władzy od grudnia 2023 r., przywrócił w czerwcu „strefę buforową” wzdłuż 60 kilometrów granicy z Białorusią i zwiększył obecność wojska wraz z siłami straży granicznej. Strefa zakazu wstępu, która na niektórych obszarach rozciąga się na dwa kilometry w głąb terytorium Polski, uniemożliwia niezależnym obserwatorom i wolontariuszom organizacji humanitarnych udzielanie pomocy tym, którzy utknęli w gęstym, bagnistym lesie. W lutym polski rząd poinformował, że od początku lipca 2023 r., kiedy rozpoczęto rejestrowanie tych działań, do połowy stycznia 2024 r. polskie służby wydaliły ponad 6 000 osób.

W lipcu rząd przyjął również przepisy zapewniające umundurowanym służbom na granicy szeroką ochronę przed ściganiem sądowym w przypadku użycia broni palnej, stwarzając ryzyko bezkarności w przypadku nadmiernego użycia śmiercionośnej siły. W październiku rząd ogłosił strategię migracyjną, która jeszcze nie weszła w życie, obejmującą „czasowe i terytorialne zawieszenie prawa do składania wniosków o azyl” ze względów bezpieczeństwa narodowego, twierdząc, że migracja została zinstrumentalizowana przez Białoruś.   

Dokonywane przez Polskę wydalenia bez należytego procesu – „wydalenia zbiorowe” – naruszają prawo UE, w tym Kartę Praw Podstawowych. Zbiorowe wydalenia w trybie przyśpieszonym są przypadkiem zakazanego złego traktowania, podobnie jak przemoc, której migranci doświadczają podczas pushbacków, co potwierdzają wyroki, zarówno krajowe, jak i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Nowy unijny pakt o migracji i azylu potwierdza podstawowe prawo do ubiegania się o azyl. Polska powinna zainwestować w procedury kontrolne i graniczne, które zapewnią, że pakt będzie realizowany w sposób humanitarny i z poszanowaniem praw człowieka.

Jak stwierdziła organizacja Human Rights Watch, polskie władze powinny zapewnić dostęp do procedury azylowej i umożliwić pracownikom organizacji humanitarnych i niezależnym obserwatorom dostęp do obecnie ograniczonej strefy przygranicznej. Polska i Białoruś powinny natychmiast wstrzymać odsyłanie uchodźców, zbadać zarzuty dotyczące nadużyć ze strony swych urzędników i pociągnąć winnych do odpowiedzialności.

Komisja Europejska (KE) powinna niezwłocznie wszcząć postępowanie przeciwko Polsce w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego za naruszenie unijnych przepisów azylowych oraz publicznie potępić i odrzucić wszelkie wysiłki Polski zmierzające do zawieszenia prawa do azylu w ramach paktu migracyjnego lub w inny sposób, a w razie potrzeby podjąć dalsze kroki prawne przeciwko Warszawie.

„KE powinna zaprzestać ignorowania nadużyć Polski na granicy z Białorusią i zapewnić, że ochrona ludzkich istnień i praw człowieka leży u podstaw reakcji Polski” – powiedziała Gall. „Pozwalanie państwom członkowskim na otwarte lekceważenie prawa do azylu podważa prawo unijne, praworządność i, rzecz jasna, moralną pozycję Unii Europejskiej.”

Szczegółowe informacje znajdują się poniżej.

W listopadzie 2024 r. organizacja Human Rights Watch przeprowadziła wywiady z 22 osobami ubiegającymi się o azyl w Polsce: 12 mężczyznami, 9 kobietami i jedną 17-letnią dziewczyną. Rozmówcy pochodzili z Kamerunu, Komorów, Demokratycznej Republiki Konga, Etiopii, Somalii i Jemenu. W celu ochrony ich tożsamości użyto pseudonimów. Badacze HRW rozmawiali również z pięcioma polskimi aktywistami i medykiem pracującym w strefie przygranicznej.

Polskie władze odrzuciły prośbę Human Rights Watch o pozwolenie na wizytę w dwóch posterunkach granicznych i rozmowy z dowódcami służb granicznych. Władze zezwoliły na wejście do strefy zamkniętej w celu obejrzenia bariery na granicy białoruskiej i wizytę w ośrodku recepcyjnym w Białej Podlaskiej, ale odmówiły dostępu do strzeżonych ośrodków w Białymstoku i Białej Podlaskiej.

Polskie władze nie odpowiedziały na podsumowanie ustaleń i pytania przedstawicieli Human Rights Watch. Władze białoruskie wystosowały odpowiedź, ale nie odpowiedziały na pytania dotyczące swej polityki i tego, czy zbadały domniemane nadużycia ze strony funkcjonariuszy granicznych. Władze białoruskie stwierdziły jednak, że od 2021 r. odnotowały 70 zgonów na granicach z krajami UE (23 w 2024 r.), które przypisały pushbackom, nie przedstawiając dowodów na poparcie tych twierdzeń.

Spośród 22 osób, z którymi przeprowadzono wywiady, 17 stwierdziło, że w 2024 r. zostali wydaleni, czasem brutalnie, przez polską straż graniczną na Białoruś przy przekraczaniu granicy i przed możliwością złożenia wniosku o azyl. Trzynaście osób deklarowało, że doświadczyło wielokrotnych pushbacków. Niektórzy zidentyfikowali numerowany znak graniczny, przy którym zostali wypchnięci na Białoruś.

Kryzys humanitarny na nieprzyjaznych terenach obszaru przygranicznego między Polską a Białorusią rozpoczął się w 2021 r., kiedy władze Białorusi zaczęły ułatwiać wydawanie wiz obywatelom państw trzecich i zachęcać, a nawet zmuszać ich do dalszej podróży do Polski. Wywiady przeprowadzone przez badaczy Human Rights Watch w listopadzie wskazują, że dynamika mogła ulec zmianie, a obywatele państw trzecich najczęściej podróżują obecnie najpierw do Moskwy na podstawie rosyjskiej wizy turystycznej lub studenckiej.

W 2021 r. poprzedni rząd RP ogłosił stan wyjątkowy, wzniósł zabezpieczenia zwieńczone drutem kolczastym na fragmencie granicy z Białorusią i wprowadził środki prawne zezwalające na wydalenia w trybie przyśpieszonym.

Wydalenia w trybie przyśpieszonym

Od lat jednak ubieganie się o azyl w Terespolu, obecnie jedynym oficjalnym przejściu granicznym na granicy polsko-białoruskiej, jest niezwykle trudne, a wydalanie cudzoziemców w trybie przyśpieszonym jest długotrwałym problemem. Przedstawiciele Instytutu na rzecz Państwa Prawa, organizacji zapewniającej pomoc prawną osobom ubiegającym się o azyl, powiedzieli Human Rights Watch, że szanse na złożenie wniosku bez dostępu do pomocy polskich prawników są niewielkie. Ciężarna kobieta z Komorów powiedziała, że była w stanie ubiegać się o azyl w Terespolu dopiero po tym, jak polska organizacja pozarządowa pomogła jej w załatwieniu niezbędnych formalności.

Zdaniem Human Rights Watch, działacze humanitarni na granicy spotykają się z zastraszaniem i utrudnieniami. Wolontariusze z Grupy Granica, sieci stowarzyszeń zajmujących się obroną praw osób w drodze, powiedzieli, że polscy strażnicy graniczni często przetrzymują ich na losowych kontrolach, w ciągle zmieniających się punktach kontrolnych. Jeden z medyków powiedział, że straż graniczna „bardzo często” utrudnia im pracę poprzez długotrwałe, powtarzające się kontrole tożsamości i samochodów.

Eli, 25-letni mężczyzna z Somalii, powiedział, że w okresie od kwietnia do czerwca został pięciokrotnie wypchnięty w trybie przyśpieszonym przez polskie służby bezpieczeństwa. Funkcjonariusze graniczni zniszczyli jego telefony, spryskali go gazem pieprzowym, pobili jego przyjaciół i zignorowali jego prośby o azyl. Powiedział:

Za pierwszym razem (…) przedostaliśmy się przez granicę i przeszliśmy kilometr w głąb Polski, kiedy złapała nas straż graniczna. Założyli nam plastikowe… [kajdanki zaciskowe]. Zabrali nam telefony i roztrzaskali je pałkami. (…) Zawieźli nas samochodem wojskowym na granicę, otworzyli bramę w metalowym ogrodzeniu i kazali nam wracać na Białoruś. (…) [Za drugim razem] złapali pięciu z nas i spryskali nas [gazem pieprzowym] prosto w twarz. Założyli nam plastikowe kajdanki, wsadzili do samochodu i zawieźli na granicę. Otworzyli bramę w ogrodzeniu i kazali nam wracać do Mińska. Powtarzałem im po angielsku, że chcę ochrony i azylu w Polsce, ale oni po prostu kazali mi wracać do Mińska. Kiedy mnie wypchnęli, wciąż byłem skuty kajdankami.

Tariq, 24-latek z Jemenu, powiedział, że między sierpniem a październikiem 2024 r. został trzykrotnie wypchnięty. Powiedział, że pierwsze dwa razy został złapany przez straż graniczną wkrótce po przekroczeniu ogrodzenia. Za pierwszym razem strażnicy użyli gazu pieprzowego: „To było jak dym w oczach, cierpiałem przez kilka dni”. Za drugim razem został pobity:

Strażnik graniczny bił mnie pałką, żebym nie mógł chodzić, głównie po nogach. (…) Bili mnie i mojego kolegę przez około godzinę. (…) Nie prosiłem o azyl, bo nawet gdybym poprosił, nie pomogliby mi. Powiedziałem tylko: „Chcę do Polski”. Strażnicy graniczni odpowiedzieli: „Chcesz do Niemiec albo Francji”. Powiedziałem: „Nie, chcę Polski”. Wtedy po prostu wsadzili nas do samochodu, zawieźli na granicę i przepchnęli na drugą stronę. Zabrali nas prosto na granicę, bez posterunku. Kiedy nas złapali, założyli mi kajdanki zaciskowe, więc kiedy przepchnęli mnie przez płot, wciąż miałem je na nadgarstkach.

Za trzecim razem powiedział, że ktoś, kto jego zdaniem był policjantem, znalazł go, rozebrał do bielizny i pobił:

Potem przyszedł inny funkcjonariusz i bicie ustało. Zabrali mnie na granicę. W samochodzie byli inni Afrykanie, Syryjczycy i wszyscy zostaliśmy wypchnięci. W grupie były trzy kobiety, z których jedna ledwo stała na nogach. Funkcjonariuszka była miła dla rannej kobiety. Zabrano nas na granicę i wypchnięto z powrotem przez bramę. Także tym razem byłem skuty plastikowymi kajdankami.

Abshir, 25-latek z Somalii, powiedział, że był czterokrotnie wypychany we wrześniu 2024 r. Za czwartym razem, 23 września, funkcjonariusze graniczni zmusili go i dwie kobiety do przekroczenia granicy z Białorusią na bagnistym terenie:

Usłyszeliśmy dźwięk motocykla. (…) Oni [ludzie w mundurach] założyli mi w kajdanki zaciskowe. Zabrali nas do małego samochodu przy znaku granicznym 437 i wyrzucili przy znaku granicznym 415. To było bagno. Porzucili mnie tam z dziewczynami. Musieliśmy przedrzeć się przez bagno. Strzelali do nas gumowymi kulami przez ogrodzenie, aby zmusić nas do odejścia. Szliśmy do punktu granicznego 418 przez bagna. Błagaliśmy straż graniczną, aby pozwolili nam przejść po betonowej półce przy ogrodzeniu, ale nam nie pozwolili.   

Anzal, 23-letnia Somalijka, powiedziała, że złamała nogę podczas pierwszej próby w połowie kwietnia. Funkcjonariusze graniczni złapali ją i inną kobietę:  

Byłam w lesie po polskiej stronie. Krzyczałam „złamałam nogę” i przyjechało polskie wojsko. Porazili mnie paralizatorem elektrycznym. Rozmawiałam ze strażnikiem granicznym i powiedziałam mu, że chcę lepszego życia. Zabrali mnie na granicę i wypchnęli z powrotem. (…)  Zepsuli port ładowarki w moim telefonie i mój powerbank. Druga kobieta nie krzyczała, więc nie została porażona paralizatorem. Polscy żołnierze kazali mi wstać, ale nie byłam w stanie. Powtarzali mi, że nie złamałam nogi i (…)  podnieśli nas, a ja znów upadłam na ziemię. Założyli nam kajdanki zaciskowe. Potem wsadzili nas do samochodu i zabrali osiem kilometrów od miejsca, w którym przeskoczyliśmy. Wypchnęli nas przez bramę w ogrodzeniu.

Badaczka Human Rights Watch widziała dokumentację szpitalną i bliznę na podudziu Anzal zgodne z jej relacją.

17-letnia Shada z Somalii powiedziała, że w kwietniu została dwukrotnie wydalona i opisała, jak utknęła, próbując użyć drabiny, aby wspiąć się i zeskoczyć z ogrodzenia z drutu kolczastego:  

Spędziłam w lesie 40 dni. Próbowałam przekroczyć [granicę] trzykrotnie i dwa razy zostałam złapana przez Polaków. Za pierwszym razem nie miałam telefonu. [Strażnicy] (m)ówili obraźliwe rzeczy, pryskali mi w oczy gazem pieprzowym. Było nas pięcioro, trojgu udało się [przejść]. Otworzyli bramę i wypchnęli nas z powrotem. Byłam obolała i moja twarz była rozpalona od gazu. Odpoczywałam przez dwa dni, a potem spróbowałam ponownie. Znowu utknęłam i nie mogłam skoczyć. Z naszej szóstki cztery osoby skoczyły, a dwie utknęły [na drabinie]. Przyszedł dobry strażnik graniczny, dał mi wodę i był miły. Zapytał, ile mam lat i skąd jestem. Zabrał nas do samochodu i przejechał krótki dystans. Powiedziałam, że potrzebuję ochrony międzynarodowej, ale on powiedział tylko: „Nie, nie, nie mogę”. Powiedziałam, że mam 17 lat. Ale on otworzył drzwi i wypchnął nas z powrotem przez bramę [na Białoruś].

Kiedy Shada próbowała po raz trzeci, w maju, powiedziała, że złamała nogę ze złamaniem otwartym. Badaczka Human Rights Watch widziała blizny i zdjęcia świeżej rany. Shada powiedziała, że polscy strażnicy graniczni wezwali karetkę pogotowia i po tygodniu pobytu w szpitalu Shada mogła ubiegać się o azyl. Została rozpatrzona jako osoba pełnoletnia, ponieważ uznano ją za dorosłą na podstawie prześwietlenia nadgarstka, co jest nie jest wiarygodnym sposobem oceny wieku. Powiedziała, że straciła zdjęcie swojego aktu urodzenia, gdy zepsuł się jej telefon, a Białorusini zabrali jej paszport.

Djoum, 24-latek z Kamerunu, powiedział, że w maju próbował przekroczyć granicę pięciokrotnie i za każdym razem był wydalany.

Jednego razu zakuli mnie w kajdanki, a następnie uderzyli w stopę [pałką]. Było nas 10 osób, w tym dwie dziewczynki. Żołnierzy było może czterech, bili nas wszystkich, nawet dziewczynki. Zabrali nam telefony, wsadzili do samochodu, zakuli w kajdanki, a potem wypchnęli z powrotem przez różne bramy w dużym ogrodzeniu. To oni decydowali, gdzie cię wypchnąć. Bili nas jak zwierzęta.

Eksperci Human Rights Watch rozmawiali z dwiema kobietami w ciąży, które zostały wpuszczone do Polski przez straż graniczną. Jednak trzecia ciężarna kobieta, Amina z Komorów, została w październiku wypchnięta wraz ze swoim towarzyszem.

Byłam zbyt słaba, przedostaliśmy się na drugą stronę i poszliśmy na policję, błagaliśmy o pozostanie. Myślę, że nie uwierzyli, że jestem w ciąży – odesłali nas z powrotem. Pomogli mojemu mężowi podnieść mnie i wsadzić do samochodu, zaprowadzili nas do bramy w ogrodzeniu i kazali nam odejść. Błagaliśmy ich zza ogrodzenia. Mój towarzysz zaniósł mnie do obozu wojskowego [na Białorusi], a żołnierze wezwali karetkę”.

Amina powiedziała, że ostatecznie udało jej się wjechać do Polski przez oficjalne przejście graniczne w Terespolu; w momencie jej rozmowy z HRW, jej towarzysz nadal przebywał na Białorusi.

Nadużycia na posterunkach granicznych

Siedem osób, w tym 26-letni Somalijczyk Eli, zadeklarowało, że zostali wydaleni po tym, jak ich wnioski o azyl zostały rozpatrzone na posterunku straży granicznej.

21-letni Ali z Jemenu powiedział, że był w grupie 10 osób zatrzymanych przez polskich funkcjonariuszy granicznych w sierpniu. Według jego relacji, grupa odeszła 12 kilometrów od ogrodzenia granicznego:

Wtedy przyszli strażnicy graniczni z psami. Jeden z psów mnie ugryzł. Zabrali nam telefony i przeszukali nas i nasze bagaże. Zniszczyli nasze telefony. Następnie zabrali nas na posterunek. Była noc. Zostaliśmy tam do rana i pobrali moje odciski palców. (…) Kazali mi podpisać dokumenty. Innym też. Nie wiem, jaki to był dokument. Był po polsku. Po podpisaniu pokazali mi dokument po arabsku i zmusili mnie do podpisania. Przeczytałem go dopiero po podpisaniu. Było na nim napisane „jedź na Białoruś i nie wracaj znów do Polski”. (…) Następnie zabrali nas samochodem do miejsca bardzo oddalonego od naszego punktu początkowego. Wysadzili nas, otworzyli bramę i kazali nam odejść.

Saynab, 33-letnia Somalijka podróżująca samotnie, powiedziała, że wraz z dziewięcioma innymi osobami została wypchnięta w sierpniu. Po wielogodzinnej wędrówce w głąb Polski, otrzymali pomoc od jednego ze stowarzyszeń, które zapewnia pomoc humanitarną, gdy przybyli polscy strażnicy graniczni.

Złapali nas i powiedzieli wolontariuszom, że „żadnej Polski nie będzie”. Następnie załadowali nas wszystkich do samochodu i zawieźli na posterunek straży granicznej. Kiedy dotarliśmy na posterunek, podpisaliśmy dokumenty, zrobili nam zdjęcia i pobrali odciski palców. Na dokumencie było napisane po polsku „nie przyjechałeś do Polski”. Zmusili mnie do podpisania. Niektórzy podpisali, inni nie.... Następnie zabrali nas samochodem do ogrodzenia i wypchnęli przez bramę.

Podczas kolejnej próby, we wrześniu, Saynab powiedziała, że złamała obie stopy, spadając z drabiny używanej do pokonywania zwojów drutu kolczastego na ogrodzeniu granicznym. Polska straż graniczna wezwała karetkę pogotowia i po pobycie w szpitalu mogła ubiegać się o azyl. Podczas wywiadu z HRW nadal poruszała się na wózku inwalidzkim i pokazała dokumenty dotyczące jej hospitalizacji.

Maklit, 18-letnia Etiopka, powiedziała, że w październiku strażnicy wypchnęli ją pięciokrotnie. Cztery razy została zatrzymana i odesłana na Białoruś. Pewnego razu została jednak zabrana na posterunek graniczny po tym, jak stowarzyszenie pomogło jej w lesie:

[Strażnicy] kazali mi podpisać dokumenty w języku polskim, nie wiem, co było tam napisane. Był też jeden dokument na mój temat w języku amharskim, podpisałam go. Zakuli mnie w kajdanki bardzo mocno. (…) Potem wypchnęli mnie. (…) Zgubiłam się, nie miałam telefonu. Wróciłam do polskiego ogrodzenia i poprosiłam o wpuszczenie, ale strażnik tylko się roześmiał i wskazał w kierunku ogrodzenia Białorusi.

Dawit, 24-letni Etiopczyk, został wypchnięty w kwietniu. On i dwie inne osoby „szli całą noc i cały następny dzień” po przekroczeniu granicy Polski, zanim zostali złapani przez policję:

Pobili nas, uderzyli mnie w twarz i w bok. Jednego z mężczyzn uderzyli tak mocno, że zwymiotował, i zabrali go do szpitala. Oni [policjanci] wezwali straż graniczną, zakuli mnie w kajdanki i zawieźli samochodem 10-15 minut na posterunek. Kazali mi podpisać dokument po angielsku. Było tam napisane, że nie chcę azylu w Polsce.

Dawit powiedział, że on i drugi mężczyzna zostali wypchnięci z powrotem na Białoruś.

Sumaya, 28-latka z Somalii, powiedziała, że ona i 11 innych osób zostało wydalonych na Białoruś w czerwcu, mimo że znajdowali się na oficjalnym posterunku granicznym:

Byliśmy na posterunku przez godzinę. Poprosiłam o azyl w Polsce, ale nie chcieli mnie słuchać. Strażnicy graniczni poprosili nas tylko o podpisanie dokumentu. Po prostu położyli przede mną kartkę papieru (…) [i] kazali mi podpisać. Więc podpisałam. Nie było tłumacza i nie wyjaśniono, co to za dokument. Potem zabrali nas na granicę i wypchnęli z powrotem przez bramę w ogrodzeniu.

Your tax deductible gift can help stop human rights violations and save lives around the world.