Update: Poland’s Ministry of the Interior responded to Human Rights Watch’s request for information and comment on our findings in a four-page letter dated April 8, 2021. The letter states that the government adheres to international law guaranteeing equality between women and men, including prevention of violence and discrimination against women. It also defends as proportionate the policing of protests and gives some details regarding how authorities have responded to threats against activists and referred several cases to district prosecutors.
(Berlin) – Organizacje Human Rights Watch (HRW), CIVICUS i International Planned Parenthood Federation-European Network (IPPF-EN) ujawniły dziś, że co najmniej siedem grup walczących w Polsce o prawa kobiet i prawo do aborcji otrzymało groźby karalne o śmierci lub podłożeniu ładunków wybuchowych, co świadczy o rosnącym zagrożeniu dla obrońców praw człowieka działających na rzecz kobiet.
Władze powinny bezzwłocznie przeprowadzić dochodzenie, otoczyć ochroną atakowane kobiety i pociągnąć do odpowiedzialności autorów tych gróźb. Polscy decydenci powinni również przeciwdziałać obraźliwym kampaniom dezinformacji wymierzonym w aktywistki.
„Coraz bardziej wroga czy wręcz przemocowa atmosfera wokół praw kobiet oraz ich obrońców w Polsce powinna być sygnałem ostrzegawczym dla polskich władz i przywódców unijnych”, powiedziała Hillary Margolis, starsza ekspertkads. praw kobiet w Human Rights Watch. „Obrońcy praw kobiet powinni mieć możliwość publicznego wyrażania swoich poglądów bez obaw o retorsje, także wtedy, gdy sprzeciwiają się polityce rządu”.
W okresie od 15 do 23 marca HRW, IPPF-EN i CIVICUS zebrały informacje od siedmiu organizacji w Polsce, które stały się celem gróźb ze względu na ich działalność lub wsparcie na rzecz praw kobiet, w tym Aborcyjny Dream Team, Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (Federa), Feminoteka, Fundacja FOR, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Centrum Praw Kobiet oraz Ogólnopolski Strajk Kobiet.
Przynajmniej sześć organizacji w Warszawie, w tym grupy walczące o prawa kobiet takie jak Feminoteka, Centrum Praw Kobiet i Strajk Kobiet, otrzymało pocztą elektroniczną groźby o podłożeniu bomby w Międzynarodowy Dzień Kobiet 8 marca 2021 roku. Groźby te miały być „zemstą” za wspieranie Strajku Kobiet, który przewodzi masowym protestom po zaostrzeniu przepisów o dostępie do legalnej aborcji. Niektóre z tych organizacji otrzymały groźby na wiele adresów mailowych.
Federa, organizacja walcząca o prawa reprodukcyjne, otrzymała groźby bombowe pocztą elektroniczną 12 i 23 marca. Członkowie Strajku Kobiet i Rady Konsultacyjnej, niezależnego ciała powołanego w celu tworzenia prawnych i politycznych rozwiązań mających na celu uwzględnienie postulatów Strajku Kobiet, również otrzymali pogróżki 20 i 23 marca. Groźby te dotyczyły występu kolektywu artystycznego w Szklanym Domu w centrum Warszawy, niedaleko domu wicepremiera i szefa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Występ odbył się po sprawdzeniu budynku przez policję.
Warszawska radna Dorota Łoboda, która jest członkinią Koalicji Obywatelskiej i aktywnie wspiera prawa kobiet i Strajk Kobiet, także otrzymała pogróżki i groźby śmierci. Prokuratura okręgowa prowadzi podobno postępowanie w sprawie gróźb wobec Łobody.
Pracownicy Feminoteki, Federy, Centrum Praw Kobiet, Strajku Kobiet, Fundacji FOR, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Grupy Stonewall powiadomili policjęo otrzymaniu gróźb bombowych w okresie od 8 do 23 marca. Budynki organizacji zostały sprawdzone, nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych. Pojawiły się jednak głosy, według których policja zbagatelizowała zagrożenie i nie podjęła się przeprowadzenia pełnego dochodzenia. Tylko jedna osoba, która zgłosiła groźby, usłyszała od policji, że ta przekazała sprawę do prokuratury, ale nie otrzymała informacji o tym, czy prokuratura przeprowadzi pełne postępowanie.
Ta eskalacja gróźb miała miejsce w czasie publicznych protestów organizowanych przez Strajk Kobiet po tym, jak w październiku 2020 roku upolityczniony Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie, które praktycznie wyeliminowało dostęp do legalnej aborcji. Orzeczenie weszło w życie po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw w styczniu.
Aktywiści twierdzą, że brak poczucia bezpieczeństwa potęgowany jest retoryką rządową i kampaniami medialnymi mającymi na celu zdyskredytowanie organizacji i ich działalności oraz wspieranie dezinformacji i nienawiści, co może stanowić zagrożenie dla ich bezpieczeństwa.
„Czuję, że nie jestem tutaj bezpieczna i że oni [rząd] sobie wybierają, kto zasługuje na ochronę i szacunek,” mówi pracownica Federy. „Dla mnie jest to bardzo poważna sprawa, ponieważ nie chodzi wyłącznie o jakichś dziwaków, którzy mi mówią, że jestem morderczynią. Chodzi o cały kontekst tego, co się dzieje w Polsce, gdzie to, co robimy, jest realnie postrzegane jako coś złego”.
Kilka obrończyń praw kobiet zostało zatrzymanych lub ma zarzuty, które ich zdaniem są motywowane politycznie, w tym zarzuty dotyczące rzekomego pochwalania aktów wandalizmu wobec kościołów, utrudniania nabożeństw religijnych i stwarzania „zagrożenia epidemiologicznego” poprzez uczestnictwo w protestach w trakcie pandemii Covid-19.
„Zamiast wzniecać oburzenie na tych, którzy starają się wspierać prawa podstawowe, polskie władze powinny skupić się na dołożeniu wszelkich starań, aby chronić kobiety i ich prawa, w tym prawo do pokojowych zgromadzeń czy wolności słowa, prawo do dostępu do bezpiecznej i legalnej aborcji i prawo do ochrony przed przemocą,” mówi Aarti Narsee, badaczka społeczna w CIVICUS.
Policja powinna dokładnie zbadać groźby kierowane wobec obrońców praw kobiet i praw człowieka oraz ukarać ich autorów, apelują organizacje. Ponadto, policja powinna współpracować z adresatami gróźb w celu zapewnienia środków bezpieczeństwa pozwalających obrońcom praw kobiet na kontynuowanie działalności bez obaw o przemoc czy retorsje. Prokuratorzy powinni wycofać wszelkie motywowane politycznie i nieuzasadnione zarzuty wobec aktywistek. Władze powinny przeciwdziałać kampaniom publicznym mającym na celu rozprzestrzenianie dezinformacji i generowanie nienawiści wobec grup walczących o prawa kobiet i prawa człowieka.
Urzędnicy Komisji Europejskiej powinni wywierać presję na polskiej władzy, aby ta zbadała groźby i pociągnęła ich autorów do odpowiedzialności oraz aby zagwarantowała prawo do pokojowego protestu bez obawy o retorsje czy przemoc. Komisja Europejska powinna ponadto nalegać, aby rząd polski przestał stosować wrogą retorykę wobec aktywistek i aktywistów praw kobiet i innych krytyków polityki rządowej.
„Jest to po prostu kolejna miara tego, jak nisko upadła praworządność w Polsce, oraz wpływu na podstawowe wolności każdego obywatela,” twierdzi Irene Donadio, zajmująca się strategią i partnerstwami w IPPF-EN. „Umożliwianie Polsce dalszego wyrażania rażącej pogardy wobec tych praw bez ponoszenia konsekwencji jest niebezpieczne dla kobiet i dziewcząt nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie”.
Szczegółowe opisy zdarzeń i dodatkowe informacje znajdują się poniżej.
Human Rights Watch, IPPF-EN i CIVICUS zebrały informacje od organizacji i aktywistów, którzy byli celem pogróżek od momentu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w październiku 2020 r. Proces ten polegał na przeprowadzeniu wywiadów telefonicznych lub w formie wideokonferencji w okresie od 15 do 23 marca 2021 r. z dziewięcioma pracownikami sześciu organizacji oraz wymianie korespondecji elektronicznej z trzema osobami, w tym z pracownikami dwóch innych organizacji. HRW otrzymała kopie e-maili zawierających groźby skierowane wobec trzech organizacji. W dniu 24 marca HRW skierowała pismo do polskiego rządu z ustaleniami i prośbą o zajęcie oficjalnego stanowiska. Pismo pozostało bez odpowiedzi.
Tło wydarzeń
W dniu 22 października upolityczniony Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie, które w jeszcze większym stopniu ograniczyło dostęp do legalnej aborcji w Polsce, gdzie już wcześniej obowiązywały jedne z najbardziej restrykcyjnych praw aborcyjnych w Europie. Zgodnie z orzeczeniem aborcja w wyniku „ciężkiej lub nieodwracalnej wady płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu” jest sprzeczna z konstytucją, co eliminuje jedną z niewielu przesłanek do dokonania aborcji w Polsce. Natychmiast po wydaniu orzeczenia rozpoczęły się masowe protesty organizowane przez Strajk Kobiet.
Nawet jeśli aborcja jest legalna, istnieje wiele barier dostępu do niej, w tym częste powoływanie się na klauzulę sumienia, która pozwala lekarzom na odmówienie pomocy ze względu na ich osobiste lub religijne przekonania. Przepisy ograniczające lub kryminalizujące aborcję nie eliminują jej całkowicie, ale zmuszają kobiety i dziewczęta do dokonywania aborcji w warunkach, które mogą zagrażać ich życiu lub zdrowiu.
Od czasu dojścia do władzy w 2015 roku rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość wielokrotnie starała się ograniczyć prawa i zdrowie reprodukcyjne i seksualne, w tym m.in. poprzez ustawę, która miała całkowicie zakazywać aborcji i która spotkała się z masowymi protestami. Polski rząd blokuje także próby wprowadzenia kompleksowej edukacji seksualnej i zagroził wypowiedzeniem przez Polskę konwencji antyprzemocowej, znanej jako konwencja stambulska.
Rząd Zjednoczonej Prawicy atakuje organizacje i aktywistów walczących o prawa kobiet, w tym poprzez kampanie oszczerstw i systematyczne odbieranie finansowania. Krucjata przeciwko tzw. „ideologii gender” była wykorzystywana do uzyskania poparcia dla działań wymierzonych przeciwko prawom kobiet i osób LGBT.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości podważył także niezależność Trybunału Konstytucyjnego i jego rolę nadzorczą nad władzą wykonawczą. Komisja Wenecka, prawny organ doradczy Rady Europy, i Komisja Europejska skrytykowały postępowanie polskich władz wobec Trybunału Konstytucyjnego. W 2017 roku Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciwko Polsce, które może doprowadzić do zawieszenia jej praw członkowskich zgodnie z art. 7(1) Traktatu o Unii Europejskiej ze względu na naruszenia praworządności, w tym obawy o brak niezależnej i prawomocnej kontroli konstytucyjności.
Za rządów Prawa i Sprawiedliwości pod presją znalazły się media niezależne. W raporcie z grudnia 2020 roku International Press Institute twierdzi, że „pięć lat polityki destabilizującej i osłabiającej niezależne media bardzo mocno odcisnęło się na wolności i pluralizmie mediów”.
W marcu tego roku PiS przedstawił kandydaturę Bartłomieja Wróblewskiego na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Wróblewski odpowiada za skierowanie wniosku do Trybunału Konstytycyjnego w sprawie zbadania przepisów aborcyjnych, który skutkował dalszym ich zaostrzeniem.
Groźby wobec obrońców praw kobiet
Po otrzymaniu gróźb o podłożeniu ładunków wybuchowych w marcu 2021 r., pracownice Federy oraz współzałożycielka Strajku Kobiet Marta Lempart otrzymały w dniu 23 marca drogą elektroniczną zdjęcia ich twarzy z krwawą dziurą po kuli na czole i krwią spływającą wzdłuż brzegów zdjęcia; w rogu znajdowała się ręka niemowlęcia trzymająca figurkę Jezusa na krzyżu. Według autorów e-maila groźba bombowa skierowana wobec występu w Szklanym Domu była „testem czujności policji”, a adresaci będą w dalszym ciągu „terroryzowani” poprzez podkładanie bomb.
Te i inne groźby pozbawienia życia były skierowane do osób popierających dostęp do legalnej aborcji i były opatrzone takimi tytułami jak „Czy popierasz aborcję? Czekaj, bo zaraz umrzesz!” Sześć pracownic Federy i co najmniej dwie powiązane ze Strajkiem Kobiet otrzymały 4 marca e-maile z obrazem karabinu nałożonym na zdjęcie swoich twarzy z dopiskiem „UMRZYJ” i „Zostało ci 5 dni”. Inne wiadomości zawierały groźby wobec rodzin aktywistek, w tym ich dzieci, jeżeli „nie wycofają poparcia dla aborcji.” Niektóre ostrzegały, że adresaci zginą, jeżeli dalej będą wspierać Strajk Kobiet. Takie e-maile często wysyłane są z adresów skomponowanych ze sloganów anti-choice.
Reakcja policji na groźby
W okresie od 8 do 23 marca tego roku co najmniej siedem grup, w tym Feminoteka, Federa, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Centrum Praw Kobiet i Strajk Kobiet, zawiadomiło policję o otrzymaniu gróźb bombowych, w niektórych przypadkach nawet kilkukrotnie. Członkowie przynajmniej czterech grup złożyli oficjalne zawiadomienia o groźbach podłożenia bomby lub o grożeniu śmiercią, otrzymanych w okresie od 4 marca.
Osoby, z którymi przeprowadzono wywiady, twierdziły, że pomimo tego iż policja pojawiła się na miejscu niedługo po zgłoszeniu zagrożenia bombowego, w niektórych przypadkach bagatelizowała zagrożenie lub twierdziła, że prokuratura raczej nie zajmie się sprawą, co oznaczało, że nie można liczyć na pełne dochodzenie.
Pracownicy co najmniej trzech organizacji zostali wezwani na przesłuchanie w związku z pogróżkami. Aleksandra Magryta, koordynatorka Wielkiej Koalicji za Równością i Wyborem pod sztandarem Federy, przesłała policji otrzymane e-maile zawierające groźby, w tym groźbę śmierci z obrazem karabinu na zdjęciu jej twarzy, oraz groźbę o podłożenia ładunku wybuchowego, ale policjant przyjmujący zgłoszenie powiedział, że jest mało prawdopodobne, aby prokuratura zajęła się sprawą, ponieważ „potrzebujemy dowodów, a e-maile nie stanowią dowodów, gdyż nie wiemy, kto je wysłał”.
Magryta zgłosiła się na policję w Warszawie, gdzie znajduje się biuro jej organizacji, ale następnie musiała udać się na komendę w małej miejscowości, w której mieszka, gdzie została przesłuchana. Magryta powiedziała, że tamtejsza policja nie poinformowała, czy swoje działania będzie koordynować z policją w Warszawie.
Pracownica warszawskiego Centrum Praw Kobiet powiedziała nam, że w odpowiedzi na groźbę bombową wysłaną do jej biura 8 marca policjant stwierdził, iż sytuacja ta ma „niski priorytet”. „Bardzo starał się nas zniechęcić do podejmowania jakichkolwiek działań, ponieważ według niego sytuacja nie była poważna, gdyż był to mailing masowy [do wielu organizacji]”, powiedziała. Pracownica ta również stwierdziła, że przekazane zostały policji maile oraz adresy IP. „Tak więc uważam, że jeżeli policja chciałaby coś zrobić, byłoby to bardzo łatwe”.
Aktywistki kontrastują te sytuacje z ostrą reakcją policji wobec obrońców praw kobiet w innych przypadkach, w tym podczas pokojowych protestów. W Międzynarodowy Dzień Kobiet policja przez wiele godzin używała gazu łzawiącego, zatrzymywała, przeszukiwała i zamykała w „kocioł” aktywistów. Kocioł policyjny to taktyka ograniczania możliwości przemieszczania się protestujących do określonego obszaru. Wcześniej policja zatrzymywała, organizowała „kocioł” i używała nadmiernej siły wobec protestujących i aktywistek ze Strajku Kobiet, czasem przewożąc zatrzymane osoby na komendy w miejscowościach oddalonych o dziesiątki kilometrów od miejsca zatrzymania.
„Rząd polski od wielu miesięcy prowadzi kampanię przeciwko osobom strajkującym lub wspierającym Strajk Kobiet,” napisała w mailu Joanna Piotrowska z Feminoteki. „Promuje dezinformacje w mediach publicznych, a policja wobec protestujących, głównie kobiet, postępuje w sposób niestosowny i brutalny”.
Jedną z zatrzymanych jest współzałożycielka Strajku Kobiet Klementyna Suchanow. Z kolei Marcie Lempart, innej współzałożycielce, grozi do ośmiu lat więzienia w związku z zarzutami dotyczącymi pochwalania aktów wandalizmu wobec kościołów oraz sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia publicznego poprzez organizację protestów w trakcie pandemii. Lempart twierdzi, że te zarzuty są formą zastraszenia i politycznej presji.
W listopadzie trzy aktywistki usłyszały zarzut „obrazy uczuć religijnych” za plakaty z Maryją z tęczową aureolą symbolizującą poparcie dla praw osób LGBT. W dniu 2 marca tego roku sąd je uniewinnił, stwierdzając, że nie było ich zamiarem obrażanie, a jedynie potępienie działań anty-LGBT.
Brak zaufania do policji
Rozmówczynie wyrażały daleko idącą nieufność wobec policji spowodowaną złym traktowaniem obrońców praw kobiet i protestujących, od kiedy protesty rozpoczęły się w październiku, a także za sprawą wcześniejszego braku działań ze strony policji w obliczu gróźb kierowanych wobec obrończyń praw kobiet i innych praw człowieka.
Lempart powiedziała, że groźbę bombową otrzymaną 20 marca na policję zgłosiła jej znajoma, ponieważ sama Lempart jako liderka Strajku Kobiet „wielokrotnie doświadczała odmowy udzielenia pomocy przez policję lub działania na zwłokę”. Policja odpowiedziała i znajoma Lempart zgłosiła skargę w imieniu Strajku Kobiet, zawierającą adres IP, z którego groźba została wysłana. Jednak Lempart twierdzi, że „potrzebna jest presja, ponieważ bez niej nie będzie śledztwa”.
Liderka organizacji walczącej o prawa reprodukcyjne przytoczyła liczne przypadki, w których policja nie wykazała poszanowania jej praw lub praw innych aktywistów. Powiedziała, że policja ochraniała protestujących anti-choice, którzy usiłowali uniemożliwić jej współpracowniczce uczestnictwo w demonstracji przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego.
„Policja mówiła, że nie mogę tu przebywać, ponieważ nie jestem mile widziana, bo tak powiedzieli [pro-rządowi] protestujący. Zdaliśmy sobie więc sprawę z tego, (...) że policja nie ochroni ani nas, ani innych ludzi protestujących pokojowo”. Niemal wszystkie obrończynie praw kobiet, z którymi przeprowadzono rozmowy, stwierdziły, że nie liczą na to, iż policja przeprowadzi dochodzenie lub podejmie działania wobec osób odpowiedzialnych za groźby. Dla niektórych z nich to jest bardziej niepokojące niż same groźby. „Sytuacja jest poważna ze względu na bezczynność policji, która zachęca radykałów do działania”, powiedziała pracownica organizacji wspierającej kobiety będące ofiarami przemocy. „Lub też osoby wysyłające groźby będą w stanie sparaliżować naszą pracę, bo pozostaną bezkarne”.
Dodała, że nawet jeśli groźby to tylko puste słowa, zakłócają one pracę jej organizacji. „Musimy podchodzić do nich poważnie, ponieważ w naszym biurze mamy klientów, wolontariuszy, my też tu jesteśmy – nie możemy powiedzieć: znowu dostaliśmy groźbę, ale pracujmy dalej”.
Kampanie oszczerstw i szykanowanie ze strony polityków
Przeciwnicy prawa kobiet do autonomii reprodukcyjnej, w tym prawa wyboru i dostępu do legalnej i bezpiecznej aborcji, a także przeciwnicy równości osób LGBT często korzystają z kłamliwych i sensacyjnych stwierdzeń i retoryki mającej na celu wzbudzenie silnych emocji przeciwko aktywistom broniącym i promującym te prawa człowieka. Taka sytuacja ma w Polsce miejsce od dawna, a aktywiści, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że takie kampanie publiczne nasiliły się od momentu wydania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.
W jednym przypadku, w październiku grupa anti-choice wykorzystała okładkę magazynu, na której znajdowali się założyciele Aborcyjnego Dream Teamu, który walczy ze stygmatyzacją i dezinformacją o aborcji w Polsce, nazywając ich „Aborcyjnym Killing Teamem”, obok dodając zdjęcie martwego płodu na billboardach i na ciężarówce, która jeździła po Warszawie. W marcu grupa antyaborcyjna Tarcza Życia zaskarżyła Aborcyjny Dream Team do prokuratury okręgowej w Gdańsku za rzekome nakłanianie kobiet w internecie do dokonywania aborcji i „ludobójstwo”.
Billboardy przeciwko aborcji i rozwodom od lutego zalewają polskie ulice. Niektóre wykorzystują obraz dziecka w „macicy” w kształcie serca lub twarz dziecka obok sloganów sugerujących, że może ono być przedmiotem aborcji. Na jeszcze innych billboardach pojawiło się hasło „Kochajcie się, mamo i tato”, stylem przypominające pismo dziecka, co według obrońców praw kobiet wiąże się z działaniami mającymi zniechęcić do rozwodu.
W Polsce szczególnie niepokojące jest to, że takie hasła zalewające przestrzeń publiczną odzwierciedlają szersze działania rządu i sprzyjających mu grup forsujące ekstremalny program, który może mieć poważne konsekwencje dla kobiet, szczególnie tych w trudnej sytuacji. „Może wygląda to niewinnie, ale jest częścią szerszej kampanii przeciwko rozwodom itd., pomijającej fakt, że jeżeli w domu pojawia się przemoc, wówczas dla własnego bezpieczeństwa należy się rozstać”, mówi pracownica jednej z organizacji wspierającej kobiety będące ofiarami przemocy.
Zdaniem organizacji, jest to szczególnie niepokojące w kontekście działań polityków mających na celu wypowiedzenie konwencji antyprzemocowej oraz ich wypowiedzi publicznych bagatelizujących problem przemocy domowej w Polsce.
Aktywistki twierdzą, że ludzie, którzy są przeciwni ich działalności, są zachęcani retoryką rządu, w tym poprzez media publiczne, które otwarcie atakują ich pracę. Telewizja publiczna TVP, która stała się maszyną propagandową rządu, często określa protestujących jako „osoby popierające zabijanie nienarodzonych dzieci” i emituje programy „informacyjne” szkalujące Strajk Kobiet oraz jego liderki.
„Telewizja publiczna mówi, że zabijamy dzieci, a nie, że dokonujemy aborcji czy przerywamy ciążę” powiedziała pracownica Federy. „Nie dziwi więc, że nazywają nas morderczyniami”.
W odpowiedzi na protesty po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, który od niedawna pełni również funkcję wicepremiera, nazwał protestujących „niebezpiecznymi” i powiedział, że Polacy powinni „bronić się przed wszystkim, co może nas zniszczyć”. Potępił protestujących, którzy weszli do kościołów, mówiąc: „Ten atak ma na celu zniszczenie Polski” i „musimy bronić kościołów za wszelką cenę”. Liderzy opozycji i aktywiści stwierdzili, że to przemówienie nawoływało do nienawiści wobec protestujących i całego ruchu pro-choice.
W listopadzie minister edukacji Przemysław Czarnek zagroził obcięciem funduszy dla uczelni, które pozwalają studentom i profesorom na uczestnictwo w Strajku Kobiet, nawet jeśli oznaczałoby to nieobecność na zajęciach.
W maju 2020 roku Ministerstwo Sprawiedliwości przyznało medal za „osiągnięcia w dziedzinie sprawiedliwości” aktywistce anti-choice, która uniemożliwiła 17-letniej dziewczynie zażycie tabletki poronnej, informując o tym zamiarze jej rodziców i nękając ją, kiedy dziewczyna napisała o tym w internecie.
Wysocy rangą politycy, w tym prezydent Andrzej Duda, często odwołują się do potrzeby ochrony „rodzin tradycyjnych” w swoich działaniach zmierzających do wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej i odmowy równości osobom LGBT. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który w lipcu 2020 roku rozpoczął przygotowanie do wypowiedzenia konwencji stambulskiej, która zobowiązuje rząd do przestrzegania standardów w zwalczaniu przemocy wobec kobiet, skrytykował konwencję jako „wytwór feministek”, który promuje tzw. „ideologię gender”.
Groźby otrzymane przez co najmniej trzy organizacje praw kobiet przypominają retorykę polityków, oskarżając kobiety o niszczenie „tradycyjnych wartości rodzinnych” lub zagrażanie Kościołowi.
Groźby bombowe otrzymane 23 marca przez Lempart i personel Federy zawierają m.in. następującą treść: „Musimy bronić Kościoła za wszelką cenę (…) Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby uniemożliwić zniszczenie naszego kraju, tradycyjnych wartości rodzinnych. Nie zniszczycie narodu polskiego, lewackie szuje”. Do tekstu dołączone jest zdjęcie twarzy adresata z dziurą po kuli na czole, plamami krwi i ręką niemowlęcia trzymającą czarny krzyż.
Klimat strachu i zastraszania
Niektórzy adresaci gróźb powiedzieli, że zaburzyły one ich poczucie bezpieczeństwa i możliwość wykonywania pracy. Jedna pracownica Federy stwierdziła, że przez groźby nie mogła przez długi czas pracować i że już nie czuje się w biurze bezpiecznie.
Jej strach powodowany jest nie tylko otrzymanymi groźbami, ale również klimatem wokół obrońców praw kobiet oraz, jak twierdzi, współudziałem decydentów we wzbudzaniu wrogości wobec nich. „To nie jest odosobniony incydent – to seria zdarzeń, które pokazują, jak partia u władzy podzieliła nasze społeczeństwo, partia z bardzo wyraźnym światopoglądem, która nienawistnie wypowiada się o nas”, powiedziała.
Członkini Rady Konsultacyjnej przy Strajku Kobiet, organu, który składa się z setek aktywistów, naukowców i liderów organizacji pozarządowych, powiedziała, że od 18 lutego otrzymała pocztą elektroniczną dziewięć gróźb, i dodała, że pogróżki wydają się różnić od tych, które otrzymywała w przeszłości. „Za każdym razem, kiedy sprawdzam skrzynkę pocztową i widzę kolejną groźbę, czuję się coraz bardziej przerażona i przytłoczona”, stwierdziła w odpowiedzi przesłanej drogą elektroniczną. „Groźby bombowe są najbardziej przerażające – czuję, że moje życie naprawdę jest zagrożone”. Powiedziała, że odbija się to na jej zdrowiu psychicznym i fizycznym: „Czuję się złamana. Trudno jest mi skoncentrować się na pracy. Mam zaledwie 20 lat i niemal każdego dnia dostaję śmiertelne groźby”. Powiedziała również, że dwie groźby zgłosiła na policję, która przyjęła jej zeznania, ale po trzech tygodniach powiedziała jedynie, że sprawa jest w toku. Uważa, że policja nie traktuje sprawy priorytetowo.
Lempart zauważyła, że groźby są coraz bardziej ukierunkowane. Z początku były to ogólne pogróżki, później groźby bombowe wysyłane konkretnego dnia, a następnie groźba podłożenia bomby w miejscu i czasie pokazu artystycznego. „Wydaje się, że są coraz bliżej nas. Uważam, że coś się może wydarzyć (…) a jeśli coś się wydarzy, wszyscy będziemy mieć wrażenie, że to przewidzieliśmy”.
Osoby, z którymi rozmawialiśmy, wielokrotnie zwracały uwagę na potencjalną paralelę z zabójstwem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, liberalnego polityka, który został śmiertelnie pchnięty nożem w styczniu 2019 roku. Adamowicz, przeciwnik Prawa i Sprawiedliwości, był regularnie krytykowany w mediach prorządowych za wspieranie osób LGBT oraz imigrantów. Nacjonalistyczna organizacja Młodzież Wszechpolska opublikowała „akt zgonu” Adamowicza w styczniu 2019 roku. Obrońcy praw kobiet twierdzą, że retoryka polityków napędzała groźby wobec Adamowicza, ale nie były one traktowane z powagą.
Konwencja antyprzemocowa
W lipcu 2020 roku minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ogłosił, że zamierza dążyć do wypowiedzenia przez Polskę przełomowej konwencji europejskiej o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, a premier Mateusz Morawiecki przekazał konwencję do Trybunału Konstytucyjnego celem zbadania definicji „gender”.
17 marca odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie projektu obywatelskiego „Tak dla rodziny, nie dla gender”, popieranego przez skrajnie prawicowy Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris i Chrześcijański Kongres Społeczny. 30 marca Sejm opowiedział się za skierowaniem projektu ustawy do dalszych prac w komisji, a nie za odrzuceniem projektu lub skierowaniem go od razu do drugiego czytania. Projekt trafi teraz do sejmowych komisji sprawiedliwości, praw człowieka i spraw zagranicznych.
Celem zastąpienia konwencji antyprzemocowej polski rząd przy wsparciu prawicowych i religijnych grup promuje tzw. Konwencję „Praw Rodziny” zarówno w kraju, jak i w regionie. Konwencja ta przewiduje ochronę „życia każdego poczętego dziecka” oraz definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny.
Podmioty wspierające kobiety będące ofiarami przemocy ostrzegają, że wypowiedzenie konwencji stambulskiej może jeszcze bardziej zagrozić ich i tak już niewielkiemu finansowaniu publicznemu, powstrzymać policję przed reagowaniem na przemoc domową i inną wobec kobiet i sugerować, że taka przemoc nie jest w Polsce traktowana poważnie. Organizacje te zauważyły również, że jest to kolejna odsłona szerszej strategii podważania praw kobiet i osłabiania obrońców praw kobiet.
Zalecenia
Policja powinna dokładnie zbadać groźby przemocy wobec organizacji i aktywistów oraz ukarać osoby odpowiedzialne. Komisja Europejska powinna aktywnie domagać się takiego śledztwa i odpowiedzialności od polskich władz.
Przedstawiciele rządu i media publiczne powinny porzucić retorykę atakującą aktywistów praw kobiet i protestujących, fałszywie ich oskarżającą o popełnianie przestępstw lub nawołującą do blokowania pokojowych manifestacji i wspierania ruchów nacjonalistycznych, co może prowadzić do eskalacji przemocy wobec obrońców praw kobiet i innych praw człowieka. Władze powinny również zwalczać publiczne kampanie dezinformacyjne i mowę nienawiści wobec organizacji walczących o prawa kobiet i inne prawa człowieka. Prokuratorzy powinni wycofać wszelkie politycznie motywowane i nieuzasadnione akty oskarżenia przeciwko obrońcom praw kobiet i protestującym.
Rząd powinien również przestrzegać wolności zgromadzeń i wolności słowa oraz ustanowić środki chroniące obrońców praw kobiet i innych praw człowieka tak, aby mogli oni bezpiecznie wykonywać swoją pracę.
Polski rząd powinien zapewnić przestrzeganie praw reprodukcyjnych zgodnie z przepisami międzynarodowymi. Dotyczy to także prawa do dostępu do bezpiecznej aborcji. Działania na rzecz dalszego ograniczenia tego dostępu są retrogresywne i stoją w sprzeczności z zobowiązaniami rządu wynikającymi z prawa międzynarodowego oraz stanowią zagrożenie dla życia i zdrowia kobiet i dziewcząt.
Rząd powinien podjąć kroki mające na celu zwalczanie przemocy wobec kobiet i dziewcząt zgodnie z zobowiązaniami wynikającymi z prawa międzynarodowego do przestrzegania prawa do życia, zdrowa, wolności od brutalnego i nieludzkiego traktowania i braku dyskryminacji.
Komisja Europejska powinna naciskać na polskie władze, aby te szanowały prawo do pokojowego manifestowania bez obaw o retorsje czy przemoc oraz aby porzuciły wrogą retorykę wobec obrońców praw kobiet i innych praw człowieka.
Komisja Europejska i państwa członkowskie UE powinny niezwłocznie zająć się łamaniem praworządności w Polsce oraz wpływu tego procederu na prawa kobiet, w tym prawa reprodukcyjne, oraz na obrońców praw człowieka, w tym poprzez rozszerzenie i przyspieszenie procedury art. 7 oraz uzależnienie dostępu do funduszy unijnych od poziomu poszanowania praworządności oraz wartości demokratycznych Unii Europejskiej.