Polski rząd ponownie próbuje ograniczyć kontrolę kobiet nad własnym ciałem.
Po tym, jak w ubiegłym roku partia rządząca próbowała niemal całkowicie zakazać aborcji, teraz wprowadza ustawę mającą ograniczyć sprzedaż doraźnych środków antykoncepcyjnych, czyli pigułek „dzień po”, które mogą zapobiec ciąży w wyniku stosunku bez zabezpieczenia. Dotyczy to także przypadków gwałtu.
Pod pretekstem zapewniania wysokiej jakości opieki zdrowotnej polski resort zdrowia twierdzi, że ustawa pozwoli kobietom zasięgać opinii medycznych na temat tego, czy „substancje te mają negatywny wpływ na zdrowie”. W praktyce to tylko wymówka, aby jeszcze bardziej ograniczyć prawa reprodukcyjne kobiet.
W 2015 roku Komisja Europejska zatwierdziła sprzedaż środka ellaOne bez recepty czy wizyty lekarskiej. Obecnie ellaOne jest dostępna w polskich aptekach dla kobiet i dziewcząt powyżej 15 roku życia. Nowe prawo ma jednak zakazać sprzedaży bez wcześniejszej wizyty u lekarza.
Takie ograniczenia są niebezpieczne i niepotrzebne. Antykoncepcja doraźna działa jedynie w niedługim okresie i jest najbardziej efektywna po natychmiastowym zastosowaniu, więc szybki dostęp jest niezbędny. Światowa Organizacja Zdrowia uznaje takie pigułki za bezpieczne i uważa, że powinny być dostępne w ramach podstawowej opieki w zakresie zdrowia reprodukcyjnego.
Juz teraz polska ustawa aborcyjna jest jedną z najostrzejszych w Europie, a w ramach „klauzuli sumienia” personel medyczny może odmówić wykonania aborcji lub udostępnienia środków antykoncepcyjnych, ponieważ jest to sprzeczne z ich wartościami czy przekonaniami. Nie dość, że kobiety muszą iść do lekarza, muszą jeszcze znaleźć takiego, który zgodzi się na świadczenie niezbędnej opieki. Według organizacji kobiecych wiele kobiet doświadcza przez to stygmatyzacji, zastraszania i dezinformacji.
Taki stan rzeczy utrzymuje się nawet na samej górze: chociaż antykoncepcja doraźna pozwala zapobiec ciąży zanim ona się rozpocznie, wicepremier Jarosław Gowin nazwał ją „ekspresową aborcją”.
Tak jak w przypadku zeszłorocznej propozycji aborcyjnej, obecna ustawa wywołała wielkie protesty, a 91 organizacji zajmujących się prawami kobiet i prawami człowieka wystosowało petycję. Tym razem jednak rząd się nie cofnął, a ustawa w ubiegłym tygodniu przeszła przez Sejm i Senat. Do wejścia ustawy w życie potrzebny jest już tylko podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
Paradoksalnie, brak dostępu do antykoncepcji doraźnej może zwiększyć popyt na aborcje. Więcej kobiet i dziewcząt zajdzie w niechcianą ciążę, którą desperacko będą starały się przerwać. Mając ograniczony dostęp do aborcji, wiele z nich wybierze rozwiązania niebezpieczne, które niosą ze sobą ryzyko infekcji, krwotoku, a nawet śmierci.
Politycy mogą przedstawiać nową ustawę jako element ochrony zdrowia kobiet, ale jest dokładnie odwrotnie. Aby faktycznie chronić zdrowie i prawa kobiet, prezydent Duda powinien odmówić podpisania ustawy. Polski rząd powinien natomiast zapewnić dostęp do wszystkich usług w zakresie zdrowia reprodukcyjnego, pozostawiając decyzje dotyczące kobiecego ciała kobietom.